Autor: Anna Starobiniec
Przekład: Ewa Skórska
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
Rok wydania: 2006
Opis: Masza, fotoreporterka, jedzie do Paryża na targi literatury
dziecięcej. Jednak na miejscu wszystko idzie nie tak – Masza nie może wytrzymać
w ciasnym pokoiku taniego hotelu, nie dostrzega uroków miasta i z każdą chwilą
czuje się coraz gorzej. Rozbita i chora, zapada w sen pełen koszmarów jak z
okrutnej baśni. Gdy się obudzi, okaże się, że koszmar trwa...
W hipnotyzującej powieści Anny
Starobiniec, bliskiej klimatem powieścią Kafki, Bułhakowa i Pielewina,
rzeczywistość wydaje się natrętną halucynacją, a baśniowy folklor czymś
przerażająco prawdziwym. Nic tu nie jest takie, jakie się wydaje: realność
płynnie przechodzi w fantastyczny horror, horror zaś wkracza w realność, budząc
z uśpienia najbardziej pierwotny, dziki, zniewalający strach.
Czy
istnieje przepis na dobrą powieść? Tak jak w kodeksie, zbiór zasad, którymi
powinien kierować się pisarz, tworząc swoją własną, niepowtarzalną historię?
Albo jak przepis na luksusowe danie: mnóstwo akcji, szczypta wątku
romantycznego, odrobina psychologii z dodatkiem zróżnicowanych pod względem
osobowości bohaterów. Nie zaszkodzi też dodać zaskakującego zakończenia. I
wszystko to bazuje na oryginalnym, niebanalnym pomyśle. Reszta należy do samego
autora, który stara się wszystkie te elementy połączyć w zachwycającą całość.
Czasem się udaje, czasem nie. Najważniejsze jest, aby odnaleźć w tym wszystkim
odpowiednią harmonię, złoty środek, który sprawi, że czytelnik nie będzie mógł
oderwać się od historii, ale także zmusi go do myślenia nad sensem tego, co
czyta. Cóż, problem zaczyna się wtedy, kiedy pisarz przedobrzy dosłownie ze
wszystkim i przeciętny czytelnik przestaje rozumieć cokolwiek. Ale po kolei.
Anna
Starobiniec jest dziennikarką rosyjską, uważaną za jedną z najbardziej
obiecujących autorek fantastyki. Debiutowała zbiorem opowiadań „Szczeliny”,
wydanym nakładem wydawnictwa Prószyński i S-ka w 2007 roku. Jej twórczość
obfituje w wątki z pogranicza fantastyki i metafizycznego thrillera. W wieku
trzydziestu czterech lat stała się dość znana na terenie Rosji, a jej powieści
są tłumaczone na kolejne języki, co zdecydowanie świadczy o talencie autorki.
Ale, niestety, nie da się zadowolić wszystkich.
Właściwie
wszystko odnośnie fabuły zostało przedstawione w opisie, więc nie ma sensu zbytnio
się rozdrabniać. Fotoreporterka przyjeżdża do Paryża z zamiarem wykonania
pewnego projektu, jednakże w nowym miejscu czuje się coraz gorzej. Okazuje się,
że jej rzeczywistość zaskakująco przeplata się ze światem fantazji rodem z
dziecięcych koszmarów. A kiedy patrzy w lustro, nie widzi młodej kobiety, a
czterdziestoletniego kloszarda. Powoli traci kontakt ze swoim dawnym życiem,
jednocześnie zatapiając się w dziwnych wspomnieniach, które nie wydają się jej.
A w nich jej mały synek ma niemal śmiertelny wypadek, który zmienia wszystko. Chłopiec,
z którego perspektywy także poznajemy historię, poznaje grupę postaci, które
mogłyby być bajkowymi czarnymi charakterami. Oczywiście, w pewnym momencie
bohater staje twarzą w twarz z własnym przeznaczeniem – dowiaduje się, że świat
czeka zagłada i żeby uratować siebie i wszystkich swoich bliskich, musi
wybudować tytułowy schron. Ale, oczywiście, po drodze nie brakuje komplikacji w
tym pozornie jasnym planie.
Właściwie
nie mam pojęcia, od czego zacząć, opisując moje odczucia odnośnie „Schronu
7/7”. Niby główny wątek jest jasny i klarowny, a jednak od pierwszych stron
książki, rozumiałam coraz mniej. Autorka wplatała coraz więcej postaci, często
wplatała ich wątki w kompletnie nie pasujące do tego momenty. Po krótkim czasie
miałam po prostu dość tego, że wątków robi się coraz więcej, a ja zgubiłam
główną treść książki. Czułam się zagubiona w tej historii i rodziło to we mnie
coraz większe rozdrażnienie. Sprawiło to, że nie zdołałam doczytać książki do
końca. Bo na początku czytałam o Maszy gubiącą samą siebie (co nie było jeszcze
takim złym wątkiem), a potem o tym, co czuje mały pajączek chodząc po ścianach
i obserwując świat.
Może
autorka chciała przekazać tą historią jakiś głębszy sens, nie mam zielonego
pojęcia. Ale takie skakanie z wątku na wątek jest dla mnie po prostu męczące. W
dodatku nadmierna stylizacja zdań sprawiała, że miałam wrażenie jakbym czytała
coś w innym języku. Niestety, nigdy nie byłam wrażliwa na piękno, dajmy na to,
poezji. Dlatego pięknie dobrane słowa dla jednego są idealnym odwzorowaniem
rzeczywistości, a dla mnie są po prostu przesadą.
Gdyby
podsumować wszystkie moje rozmyślania na temat „Schronu 7/7” mogłabym
stwierdzić, że autorka naprawdę ma talent. I wyobraźnię, co jest ważne wśród
nowych autorów. W dzisiejszych czasach bardzo wiele powieści powstaje na tak
zwane „jedno kopyto”, dlatego przeczytanie książki tak odbiegającej od
klasycznych kanonów literatury fantastycznej jest prawdziwym przeżyciem.
Niestety, według mnie autorka za bardzo się starała i ostatecznie wyszło tego
wszystkiego zbyt dużo. Albo po prostu nie dotarła do mnie głębia przekazu i nie
zrozumiałam psychologicznych aspektów powieści. Jestem ciekawa, czy ktoś z Was
miał do czynienia z tą autorką. To moja pierwsza książka Anny Starobiniec, ale
może inne są o wiele lepsze?
Ocena własna: 4/10
Tematycznie wydaje się być bardzo ciekawa, ale widzę po twojej recenzji, że zabrakło tej książce lepszego dopracowania. Osobiście nie lubię wielowątkowości, gdyż często potem gubię się w fabule, dlatego już teraz wiem, że na pewno nie skuszę się na lekturę „Schronu 7/7”.
OdpowiedzUsuńDuża ilość wątków jest całkiem dobra, ale tylko wtedy, kiedy autor umie je wszystkie porządnie złożyć w całość i płynnie przechodzić z jednego w drugi. Właśnie brak takiego dopracowania sprawił, że nie zdołałam dokończyć tej książki,,,
UsuńNie najlepiej oceniłaś. Być może książka zasługuje na przeczytanie...być może :)
OdpowiedzUsuńNie słyszałem jeszcze o tej autorce. Z opisu myślę, że mogłaby być ciekawa. Jednak obawiam się, że nie trafiłaby do mnie, podobnie jak do Ciebie.
OdpowiedzUsuń