Szablon wykonała wanilijowa | GT

środa, 27 listopada 2013

Schron 7/7



Autor: Anna Starobiniec
Przekład: Ewa Skórska
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
Rok wydania: 2006

Opis: Masza, fotoreporterka, jedzie do Paryża na targi literatury dziecięcej. Jednak na miejscu wszystko idzie nie tak – Masza nie może wytrzymać w ciasnym pokoiku taniego hotelu, nie dostrzega uroków miasta i z każdą chwilą czuje się coraz gorzej. Rozbita i chora, zapada w sen pełen koszmarów jak z okrutnej baśni. Gdy się obudzi, okaże się, że koszmar trwa...
W hipnotyzującej powieści Anny Starobiniec, bliskiej klimatem powieścią Kafki, Bułhakowa i Pielewina, rzeczywistość wydaje się natrętną halucynacją, a baśniowy folklor czymś przerażająco prawdziwym. Nic tu nie jest takie, jakie się wydaje: realność płynnie przechodzi w fantastyczny horror, horror zaś wkracza w realność, budząc z uśpienia najbardziej pierwotny, dziki, zniewalający strach.



            Czy istnieje przepis na dobrą powieść? Tak jak w kodeksie, zbiór zasad, którymi powinien kierować się pisarz, tworząc swoją własną, niepowtarzalną historię? Albo jak przepis na luksusowe danie: mnóstwo akcji, szczypta wątku romantycznego, odrobina psychologii z dodatkiem zróżnicowanych pod względem osobowości bohaterów. Nie zaszkodzi też dodać zaskakującego zakończenia. I wszystko to bazuje na oryginalnym, niebanalnym pomyśle. Reszta należy do samego autora, który stara się wszystkie te elementy połączyć w zachwycającą całość. Czasem się udaje, czasem nie. Najważniejsze jest, aby odnaleźć w tym wszystkim odpowiednią harmonię, złoty środek, który sprawi, że czytelnik nie będzie mógł oderwać się od historii, ale także zmusi go do myślenia nad sensem tego, co czyta. Cóż, problem zaczyna się wtedy, kiedy pisarz przedobrzy dosłownie ze wszystkim i przeciętny czytelnik przestaje rozumieć cokolwiek. Ale po kolei.
            Anna Starobiniec jest dziennikarką rosyjską, uważaną za jedną z najbardziej obiecujących autorek fantastyki. Debiutowała zbiorem opowiadań „Szczeliny”, wydanym nakładem wydawnictwa Prószyński i S-ka w 2007 roku. Jej twórczość obfituje w wątki z pogranicza fantastyki i metafizycznego thrillera. W wieku trzydziestu czterech lat stała się dość znana na terenie Rosji, a jej powieści są tłumaczone na kolejne języki, co zdecydowanie świadczy o talencie autorki. Ale, niestety, nie da się zadowolić wszystkich.
            Właściwie wszystko odnośnie fabuły zostało przedstawione w opisie, więc nie ma sensu zbytnio się rozdrabniać. Fotoreporterka przyjeżdża do Paryża z zamiarem wykonania pewnego projektu, jednakże w nowym miejscu czuje się coraz gorzej. Okazuje się, że jej rzeczywistość zaskakująco przeplata się ze światem fantazji rodem z dziecięcych koszmarów. A kiedy patrzy w lustro, nie widzi młodej kobiety, a czterdziestoletniego kloszarda. Powoli traci kontakt ze swoim dawnym życiem, jednocześnie zatapiając się w dziwnych wspomnieniach, które nie wydają się jej. A w nich jej mały synek ma niemal śmiertelny wypadek, który zmienia wszystko. Chłopiec, z którego perspektywy także poznajemy historię, poznaje grupę postaci, które mogłyby być bajkowymi czarnymi charakterami. Oczywiście, w pewnym momencie bohater staje twarzą w twarz z własnym przeznaczeniem – dowiaduje się, że świat czeka zagłada i żeby uratować siebie i wszystkich swoich bliskich, musi wybudować tytułowy schron. Ale, oczywiście, po drodze nie brakuje komplikacji w tym pozornie jasnym planie.
            Właściwie nie mam pojęcia, od czego zacząć, opisując moje odczucia odnośnie „Schronu 7/7”. Niby główny wątek jest jasny i klarowny, a jednak od pierwszych stron książki, rozumiałam coraz mniej. Autorka wplatała coraz więcej postaci, często wplatała ich wątki w kompletnie nie pasujące do tego momenty. Po krótkim czasie miałam po prostu dość tego, że wątków robi się coraz więcej, a ja zgubiłam główną treść książki. Czułam się zagubiona w tej historii i rodziło to we mnie coraz większe rozdrażnienie. Sprawiło to, że nie zdołałam doczytać książki do końca. Bo na początku czytałam o Maszy gubiącą samą siebie (co nie było jeszcze takim złym wątkiem), a potem o tym, co czuje mały pajączek chodząc po ścianach i obserwując świat.
            Może autorka chciała przekazać tą historią jakiś głębszy sens, nie mam zielonego pojęcia. Ale takie skakanie z wątku na wątek jest dla mnie po prostu męczące. W dodatku nadmierna stylizacja zdań sprawiała, że miałam wrażenie jakbym czytała coś w innym języku. Niestety, nigdy nie byłam wrażliwa na piękno, dajmy na to, poezji. Dlatego pięknie dobrane słowa dla jednego są idealnym odwzorowaniem rzeczywistości, a dla mnie są po prostu przesadą.
            Gdyby podsumować wszystkie moje rozmyślania na temat „Schronu 7/7” mogłabym stwierdzić, że autorka naprawdę ma talent. I wyobraźnię, co jest ważne wśród nowych autorów. W dzisiejszych czasach bardzo wiele powieści powstaje na tak zwane „jedno kopyto”, dlatego przeczytanie książki tak odbiegającej od klasycznych kanonów literatury fantastycznej jest prawdziwym przeżyciem. Niestety, według mnie autorka za bardzo się starała i ostatecznie wyszło tego wszystkiego zbyt dużo. Albo po prostu nie dotarła do mnie głębia przekazu i nie zrozumiałam psychologicznych aspektów powieści. Jestem ciekawa, czy ktoś z Was miał do czynienia z tą autorką. To moja pierwsza książka Anny Starobiniec, ale może inne są o wiele lepsze?

Ocena własna: 4/10

4 komentarze:

  1. Tematycznie wydaje się być bardzo ciekawa, ale widzę po twojej recenzji, że zabrakło tej książce lepszego dopracowania. Osobiście nie lubię wielowątkowości, gdyż często potem gubię się w fabule, dlatego już teraz wiem, że na pewno nie skuszę się na lekturę „Schronu 7/7”.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Duża ilość wątków jest całkiem dobra, ale tylko wtedy, kiedy autor umie je wszystkie porządnie złożyć w całość i płynnie przechodzić z jednego w drugi. Właśnie brak takiego dopracowania sprawił, że nie zdołałam dokończyć tej książki,,,

      Usuń
  2. Nie najlepiej oceniłaś. Być może książka zasługuje na przeczytanie...być może :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie słyszałem jeszcze o tej autorce. Z opisu myślę, że mogłaby być ciekawa. Jednak obawiam się, że nie trafiłaby do mnie, podobnie jak do Ciebie.

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy