Szablon wykonała wanilijowa | GT

piątek, 25 maja 2012

Szkice z życia


Autor: Praca zbiorowa
Wydawnictwo: RW2010
Rok wydania: 2012, stron 308
 

            I oto dowód na to, że kiedy się czegoś bardzo chce, przy odrobinie ciężkiej pracy można to osiągnąć. Antologia opowiadań „Szkice z życia” to pomysł Agnieszki, autorki bloga „Kraina Czytania”, swoją drogą, bardzo znanego wśród blogowych recenzentów. Razem z Danusią, którą znacie jako Avo_lusion z bloga „Książki Zbójeckie”, zebrały grupę utalentowanych, znanych bardziej lub mniej w Internecie osób, których łączy pasja pisania i miłość do literatury. Dzięki akcji „Blogerzy książki piszą” świat może poznać mnóstwo nowych talentów i raczyć się wyjątkową książką.
            O czym możemy przeczytać? Właściwie o wszystkim. O życiu samym w sobie. O miłości, ludzkich dramatach, walce z przeznaczeniem, tajemnicach ludzi i otaczającego ich świata, o rzeczach realnych i nierealnych. Każdy autor wniósł do zbioru coś wyjątkowego: niepowtarzalny styl, niebanalną historię, napisaną w przemyślany i staranny sposób. Wszystkie te opowiadania układają się w jedną, logiczną całość, mimo że każde z nich dotyka innych aspektów. Prawdziwa gratka dla miłośników literatury: mieszanina emocji i wrażliwości nie tylko bohaterów opowiadań, ale i samych autorów. Czytając „Szkice z życia wiele razy zastanawiałam się, czy bohaterowie opisywani przez Blogerów mają swoje pierwowzory w prawdziwym świecie, czy są może uosobieniem ich własnego spojrzenia na świat.
            Może i nie znacie ich z imienia i nazwiska, ale być może wiele razy czytaliście już teksty osób, którzy przyczynili się do powstania tej wyjątkowej antologii.

Jan Antoni Homa, Sceny lotniskowe
Na lotnisku jest mężczyzna w zielonej kurtce, jest mała dziewczynka i jej ukochany miś. W dziwnych okolicznościach losy całej trójki się splatają. Jak to się może skończyć?

Alicja Minicka, Przerwana sonata
Jedno z opowiadań, które w całej książce urzekły mnie najbardziej. Opowieść o szczerym, gorącym uczuciu, które przerywa zazdrość i strach przed odrzuceniem. O tym, do czego może doprowadzić egoizm.

Katarzyna Warpas, Boję się o ciebie, potomku
Zwierzenia przyszłej matki na temat przyszłości, w której niespodziewanie pojawia się mała, niewinna istotka.

Aleksandra Kocianowska, Dziecko
Coś dla miłośników fantastyki z pouczającą mądrością w tle. Bo dzieci są przyszłością.

Magdalena Żerek, Matka
Historia młodego małżeństwa, która mogła rozgrywać się w niemal każdym domu. Konflikt mężatki z jej teściową, której to pomocy zdaje się nie zauważać. I znów konsekwencje tego, że człowiek bardzo często patrzy jedynie na czubek własnego nosa.

Maria Izabela Fuss, Torba pełna wspomnień
Jak ważne za granicą ojczystego kraju są przedmioty, które w jakikolwiek sposób przypominają dom. W nowym środowisku nawet spojrzenie na coś, co wywołuje szczęśliwe wspomnienia, daje człowiekowi niesłychaną ulgę. Jak radzi sobie człowiek, kiedy tych tak bardzo ważnych przedmiotów nagle zabraknie?

Miłośnik Miłości, Samotni z wyboru
Spojrzenie na problem miłości z damskiej i męskiej perspektywy. Wszyscy mężczyźni od lat powtarzają, że najtrudniej jest zrozumieć kobiety. Ale kto potrafiłby zrozumieć mężczyznę?

Dagmara, Elżbieta
O tym, kiedy to nawet po stracie czegoś, co wydawało się centrum wszechświata, należy podnieść się i iść dalej przez życie z podniesionym czołem.

Victor Orwellsky, Tajemnica koszmarnej sali
Historia rodem z kryminałów. Wyjątkowa tajemnica i ktoś, kto być może wie coś, co może mieć zbyt wielki wpływ na ludzkość.

Marzena Tokarska, Kobieta, którą nigdy nie będę
Pouczająca historia o tolerancji samego siebie takim, jakim się jest. Bo najważniejsze to być sobą, a nie udawać bez przerwy kogoś innego lub porównywać się do innych.

Danuta Awolusi, Przystań
Problem, który dręczy wielu młodych, i nie tylko, ludzi – poszukiwanie pracy. O tym, że wspinanie się na kolejne szczeble kariery może nieść ze sobą o wiele więcej trudności, niż nam się wydaje.

Dorota Szczepanik, Trawy nadwodne
Ukryte pragnienia człowieka i marzenia o życiu, którego nie mamy, a o które powinniśmy walczyć.

Katarzyna Maczyk, W drobny mak
Życie jest piękne! Kiedy wszystko układa się wręcz idealnie, prawie nic nie może zburzyć szczęścia. No właśnie: prawie.

Agnieszka Gil, Sielanka
Wszyscy wiedzą, że na wsi zawsze jest spokojnie, a wsłuchując się w delikatny powiew wiatru, wolnego od spalin, ludzie doznają wielkiej ulgi. Czy jest tak również z główną bohaterką historii?

Justyna Karolina Gałązka, Ja-mała
W każdym człowieku tkwi coś z małego dziecka. Sęk w tym, by z tą naturą nie zrywać definitywnie. Bo w końcu to część nas samych.

Agnieszka Nietresta-Zatoń, Ersatz
Każdy ma w życiu swojego Anioła Stróża. W dzieciństwie modliliśmy się do niego niemal bez przerwy, zwracamy się do niego nawet w dorosłym życiu, w chwili zwątpienia. A czy ktokolwiek zastanawiał się, jak On wygląda?

Aurora, Jak śliwka w kompot
O tym, jak nienawiść szybko może się przerodzić w gorące uczucie.

Małgorzata Rybarczyk-Bończak, Pielęgnujmy guziki
Każdy przedmiot niesie ze sobą fascynującą historię. Najważniejsze, by pielęgnować wspomnienia, których ów przedmiot był częścią lub pamięć o ludziach, z którymi był on związany. Na przykład guziki.

Olaf Tumski, Golem poznański
O konsekwencji swoich czynów, odpowiedzialności i konieczności podejmowania decyzji, a także o pielęgnowaniu dziedzictwa.

Justyna Gul, Obserwator
Obserwatorami naszego życia jest wszystko, wokół czego egzystujemy: zarówno przedmioty, jak i zwierzęta.

Roman Monkiewicz, Lustro
Kolejna historia z pasjonującą tajemnicą w tle. Co kryje w sobie wiekowe, egipskie lustro i jakie zmiany wniesie w życie swoich nabywców?

Agnes A. Rose, Ostatnia misja
Prawdziwa historia z życia wzięta. Kochające się małżeństwo, planujące wspólną przyszłość, jednak marzenia o spokoju mąci wojna w Iraku, która każdego dnia zbierała swoje okrutne żniwo.

Agata Adelajda Kołodziejczyk, Benevole lector
Pisanie i to, co dzieje się w głowach tych, którzy zajmują się tym na co dzień.

Dorota Kamińska, Ostatni uśmiech Rembrandta
W życiu nie należy planować niczego niczym w biznesplanie. I tak nikt nie wie, co takiego przyniesie nam los.

Piter Murphy, Powrót ojca
Zwierzenia ojca, który załamany po śmierci ukochanej rodziny zatraca samego siebie i wkracza na nową życiową ścieżkę. Tą błędną.

Agnieszka Steur, Opowieść trzeciego stopnia
Życie okiem czegoś, co towarzyszy nam niemal wszędzie: schodów. A dokładniej trzeciego ich stopnia.

Marta Kusz, Ironia losu
Opowiadanie dotyczące poszukiwania samego siebie, o przyjaźni, miłości i ich znaczeniu w życiu człowieka.

Jak widać, jest w czym wybierać. Osobiście z całego serca polecam antologię opowiadań „Szkice z życia”. Każdy z Was znajdzie w niej coś dla siebie i zapewniam, że czas spędzony nad tą książką nie będzie stracony. Na tej stronie możecie pobrać e-booka zupełnie za darmo. Kuszące, prawda?

Ocena własna: 9/10




środa, 16 maja 2012

Czas tajemnic



Autor: Marcel Pagnol
Przekład: Małgorzata Paszke
Wydawnictwo: Esprit
Rok wydania: 2011, stron 359

Opis: Beztroskie lato, niezapomniany zapach tymianku i lawendy, majestatyczny cień Taoume: pozornie w życiu dorastającego Marcela niewiele się zmieniło, a jednak...
Jego ukochany przyjaciel Lili nie może już całymi dniami wędrować z nim po wzgórzach wśród ogłuszającej muzyki cykad, ponieważ pomaga w pracy swojemu ojcu. Zaś sam Marcel poznaje Izabellę – i przeżywa swoje pierwsze młodzieńcze zauroczenie.
Tymczasem wielkimi krokami zbliża się rok szkolny – Marcel ma rozpocząć naukę w liceum i jako ambitny młodzieniec chce przynieść chlubę ojcu - nauczycielowi. Nie spodziewa się jednak, jak trudno będzie wdrożyć się w nowe zasady – i nauczyć się je łamać bez ponoszenia kary...


Otrzymałam wspaniałą lekcję o tym, że nie należy odcinać się od przeszłości. Z każdym kolejnym krokiem w życiu powinno się wyciągnąć wnioski ze swojego zachowania; rozpamiętywać piękne chwile i zastanawiać się, co było przyczyną bólu w najtrudniejszych momentach. Ale przede wszystkim pamiętać, dzięki czemu jesteśmy tacy, jacy jesteśmy i co miało wpływ na nasze wychowanie.
            „Czas tajemnic” jest już trzecim tomem książek Marcela Pagnola z serii „Wspomnienia z dzieciństwa”. Te autobiograficzne teksty, spisane pod koniec życia francuskiego pisarza, stanowią jego dziedzictwo – chronologiczny spis wydarzeń, które uczyniły go takim człowiekiem, jakim zapamiętała go nie tylko rodzina, ale także kolejne pokolenia czytelników. Jak było od samego początku niestety nie dane mi było poznać. Poznałam Marcela dopiero, kiedy w wieku jedenastu lat odkrywał wartość pracy i prawdziwej przyjaźni. Razem z Lilim stanowili niemal braterski duet – wszędzie chodzili razem, dzielili ze sobą pasje, wszelkie radości i smutki. Zastawianie pułapek stało się ich codziennym rytuałem, którego każdy z nich wytrwale starał się przestrzegać. Jednakże i Marcel, i Lili byli już dużymi chłopcami i nadszedł czas, by jeden z nich zaczął pomagać ojcu w pracy przy gospodarstwie. W tym czasie Marcel miał przygotowywać się do nowego roku szkolnego.  Pierwszy dzień w liceum zbliżał się wielkimi krokami. W skupieniu na nauce i polowaniach przeszkodziła mu jednak śliczna, charakterna dziewczynka, która sprawiła, że serce Marcela zabiło mocniej. Jego miłość była zdecydowanie „ślepa”, zachowanie Izebelli było dla niego w zupełności normalne. Jedynie najbliżsi sądzili, że coś jest nie tak.
            Życie jedenastoletniego Marcela było pełne wzlotów i upadków. Poznawał trudności życia na własnej skórze, doświadczenie miało go uodpornić na trudne chwile w przyszłości. Jednak dla jedenastoletniego chłopca tak wiele emocji na raz często jest nie do zniesienia. W takich wypadkach najlepszym lekiem są przyjaciele i rodzina – osoby, które zawsze zrozumieją i posłużą dobrą radą.
            Przyznam szczerze, że kiedy otrzymałam „Czas tajemnic”, byłam do niej nastawiona dość sceptycznie. Miałam wrażenie, że jest to jakaś bajeczka – książka dla dzieci, na którą jestem już zdecydowanie za stara. Jak wielkie było moje zaskoczenie, kiedy już po przeczytaniu kilkunastu stron poczułam, że nie mogę się oderwać. Autor opisywał naprawdę interesujące szczegóły z życia nie tylko swojego, ale także swoich rodziców, dziadków i rodzeństwa. Podczas czytania wracałam myślami do własnych wspomnień – pierwszego dnia w liceum, kiedy pośród zupełnie nieznanych sobie osób musiałam odnaleźć siebie samą, a jednocześnie w odpowiedni sposób zaakcentować swoją obecność. Marcel miał podobne problemy z wdrążeniem się w nowe środowisko. Jak mu się to udało? Odpowiedź na to pytanie znajdziecie w „Czasie tajemnic”. Cieszę się, że mogłam przeczytać tą piękną książkę i poznać Marcela Pagnola trochę bliżej. Mimo że autor ten, zapisany w pamięci Francuzów jako wybitny prozaik, dramaturg i reżyser odszedł w 1974 roku, jestem pewna, że był człowiekiem wyjątkowym – oddanym swoim pasjom i nie bojącym się spełniać swoich marzeń.

Ocena własna: 8/10
Książkę otrzymałam dzięki uprzejmości wydawnictwa

Era radości

Autorka: Iwona Szymura
Wydawnictwo: Radwan
Rok wydania: 2012, stron 101


W dzisiejszych czasach wielu młodych ludzi nie ma pojęcia, co znaczy prawdziwe życie. Ich egzystencja płynie od jednego uniesienia do drugiego, powoli zatracają zdrowy rozsądek. Start w dorosłe życie nigdy nie jest łatwy – odcięcie się od rodziców jest nie lada sprawdzianem dla człowieka, który zawsze liczył na wsparcie rodziny. Dojrzałość często budzi się zbyt późno, by uniknąć przykrych konsekwencji. Niestety, na wiele niemiłych aspektów często również nie mamy spływu. Pozostaje jedynie pogodzić się z losem i walczyć o lepsze jutro. Tak właśnie przedstawiało się życie Angie.
            Życie w domu dziecka nauczyło ją, że nie należy podchodzić do ludzi naiwnie myśląc, że nie są oni w stanie zrobić drugiemu krzywdy. Spotkało ją zbyt wiele nieszczęścia, by w jej podświadomości mogły zebrać się pokłady pozytywnego myślenia i optymistycznego spojrzenia na życie. Brak pracy tylko pogłębiał jej rozgoryczenie, a trudne warunki mieszkalne doprowadzały do szewskiej pasji.
            Do czasu, kiedy poznała Lisę.
            Aż trudno uwierzyć, jak wielki wpływ na bezrobotną, przygnębioną życiem kobietę może mieć mała dziewczynka. Jej spojrzenie na świat przez pryzmat miłości Boga do ludzi nadaje życiu Angie nowych perspektyw. Jakby Lisa ściągnęła z oczu młodej kobiety klapki, które nosiła niemal od zawsze. Dziewczynka nawet po śmierci swojej matki nie wyzbyła się swojego optymizmu, mimo że były także chwile załamania. Dowodzi to jednak temu, że w najcięższych chwilach w życiu potrzebne jest wsparcie drugiej osoby. Nie ważne czy jest to ktoś obcy, czy rodzina. Przyjaźń może zrodzić się nawet pomiędzy dwiema dotąd nieznanymi sobie osobami, w różnym wieku i o różnych przekonaniach. Uśmiech dziecka może roztopić nawet najbardziej lodowate serce i kompletnie zmienić tor życia osoby dorosłej. Angie zaczęła nawet rozumieć, jak czują się matki. Lisa stała się dla niej najlepszą przyjaciółką, córką, o którą walka dopiero się rozpoczęła.
            Iwona Szymura opisała historię prawdziwego życia, jaka może dotyczyć każdego z nas. Nikt nie wie przecież, co szykuje dla nas los, dlatego należy cieszyć się z każdych chwil życia i nie marnować ani jednej. I nawet, jeżeli jest źle, nie można tracić nadziei na happy end. Przesłanie, które niesie ze sobą „Era radości” powinno trafić do serc wszystkich ludzi, którzy poznają się ze wzruszającą historią Angie i Lisy. Przyjaźń, miłość i wsparcie są w życiu jak powietrze – bez nich dusza umiera.
            Czuję wielki szacunek do autorki książki, która mimo iż ma dopiero piętnaście lat, wydała już własną powieść. Prawdą jednak jest to, że większość książek, które czytałam, napisane były językiem płynnym. Każde zdanie pasowało do siebie niczym idealny element układanki i czytelnikowi wydawało się, że niemal płynie wraz z treścią. Tego właśnie brakuje w „Erze radości” jednak wiem, że styl autorki poprawi się z biegiem lat i z każdą następną wydaną książką (wierzę, że one powstaną), nabierze ona pisarskiej dojrzałości.
            I mimo że książka nie przemówiła do mnie tak, jak się spodziewałam, dla wszystkich, którzy lubią czytać o życiu, problemach i o tym, jak sobie z nimi radzić, „Era radości” jest książką idealną.

Ocena własna: 6/10

Za książkę w postaci e-booka bardzo dziękuję Iwonie Szymurze.

Wywiad z Iwoną Szymurą

Nadszedł czas na kolejny wywiad z debiutującą pisarką. Tym razem mamy zaszczyt przedstawić Wam Iwonę Szymurę, autorkę powieści Era radości, która niebawem powinna pojawić się w księgarniach!

Pergamin:
Czytając Twój opis na stronie książki, dowiadujemy się, że jesteś osobą o wielu zainteresowaniach, ale lubisz też "odpłynąć do świata marzeń". Porównałaś się nawet do Ani z Zielonego Wzgórza. Skąd więc wziął się pomysł na napisanie książki? Był nagłym impulsem, czy myślałaś o tym od dłuższego czasu?

Iwona Szymura:
Szczerze mówiąc, pomysł wziął się  znikąd. Jak już wspomniałam, uwielbiałam (i nadal uwielbiam) wczuwać się w różnorakie sytuacje, wymyślać historie. "Era radości" była jedną z nich. O tym, że całość zostanie spisana zdecydowałam w połowie kwietnia. Musiałam jakoś spożytkować resztę wolnego czasu, a pisanie jakiejś dłuższej opowieści okazało się być świetnym sposobem. Początki nie były łatwe, jednak z czasem stało się to nieodłącznym elementem mojego życia.

Pergamin:
Na stronie przedstawiasz również opis książki. Pisanie o szczęściu, nadziei i poszukiwaniu własnego miejsca w życiu często jest bardzo trudne. Dlaczego akurat taka tematyka?

Iwona Szymura:
W dzisiejszym świecie właśnie takie wartości ulegają stopniowemu zapomnieniu. Życie niepostrzeżenie pędzi, nawet nie zdążymy czasem zmrużyć oka, kiedy stajemy oko w oko ze śmiercią i jest już za późno na to, by cokolwiek naprawić. Chciałam, by "Era radości" była pewnego rodzaju drogowskazem, oderwaniem od rzeczywistości, zatrzymaniem chwili. Przy okazji sama doszłam do różnych, bardzo ważnych dla mnie wniosków, zastanowiłam się nad kilkom sprawami, które niegdyś leżały w zapomnieniu. Uważam, że warto jest podejmować tak trudne tematy, czasem zaryzykować.

Pergamin:
Skąd pomysł na tak tajemniczy i jednocześnie interesujący tytuł?

Iwona Szymura:
Jak już wspomniałam w pierwszym pytaniu, była to kolejna wymyślona przeze mnie historia. Nie przypominam sobie, by coś szczególnie wpłynęło na jej przebieg. Generalnie pisanie powieści było dla mnie  niezwykłym doświadczeniem. W pewnym stopniu starałam utożsamiać się z główną bohaterką, przemyśleć każde jej uczucie.

Pergamin:
Jak w ogóle zaczęłaś swoją przygodę z pisaniem?

Iwona Szymura:
W gruncie rzeczy, to przyszło samo. Już w przedszkolu miałam bardzo bujną wyobraźnie. Tworzyłam różne historie, które później przelewałam na papier. Z czasem moje opowieści przybierały zupełnie inny wyraz. Stawały się coraz bardziej poważniejsze.

Pergamin:
Czy pisząc tę historię, od razu wiedziałaś, że będziesz chciała ją przeobrazić w książkę, czy na początku miało być to zwyczajne opowiadanie dla siebie lub przeznaczone do publikacji w Internecie?

Iwona Szymura:
Prawdę mówiąc nie wierzyłam nawet w to, że zdołam doprowadzić ją do końca. Moje wcześniejsze próby kończyły się raptem po kilku rozdziałach. Poszczególne części publikowałam na blogu. Na wydanie namówiła mnie moja mama.

Pergamin:
Jak wyglądał proces tworzenia historii: czy szedł gładko, czy miałaś wiele wątpliwości?

Iwona Szymura:
Miałam raczej wiele wątpliwości. Do tej pory zdaję sobie sprawę, że nie jestem w stanie opisać rzeczywistych emocji towarzyszącej głównej bohaterce, gdyż byłabym do tego zdolna tylko wtedy, gdybym przeżyła coś podobnego. Miałam kryzysy, dłuższe przerwy, jednak zawsze odważnie starałam się wracać do pisania. Oczywiście pomogli mi w tym czytelnicy, bez których z pewnością "Era radości" nie ujrzałaby światła dziennego.

Pergamin:
Wiemy, że pisanie traktujesz jako hobby, co właśnie zaczyna owocować: już niedługo pojawi się Twoja książka. Czy czytasz ich wiele? Co można by było znaleźć na Twojej półce?

Iwona Szymura:
Staram się czytać jak najwięcej, jednak nie zawsze starcza mi na to czasu. Szkoła, pozostałe obowiązki czasem na to nie pozwalają.
Na mojej półce można znaleźć wiele gatunków. Obecnie czytam trzy książki na zmianę: "Dwanaście prac Herkulesa" Agaty Christie, "Krucha jak lód'' Jodi Picoult (która póki co należy do moich ulubionych autorów) i książkę dotyczącą mowy ciała, mimiki twarzy.

Pergamin:
Wielu autorów upodabnia swoich bohaterów do siebie lub ludzi z otoczenia. Czy Lisa Carsson i Angie Marvell także mają swoje pierwowzory?

Iwona Szymura:
Być może podświadomie ich charaktery są podobne do znanych mi osób, jednak póki co tego nie zauważyłam.

Pergamin:
Na jakim etapie wydawania jest Twoja książka i czy znana jest już data jej premiery?

Iwona Szymura:
Obecnie książka wróciła ze składu. Data premiery, niestety, nie jest mi znana.

Pergamin:
Jak się czujesz z tym, że w wieku piętnastu lat osiągnęłaś to, o czym marzy wiele starszych od Ciebie osób?

Iwona Szymura:
Szczerze mówiąc, czuję się trochę dumna, a jednocześnie nieśmiało wkraczam w świat debiutujących autorów. Najgorzej znoszę niepewność. Nie mam pojęcia, jak odbiorą moją powieść niektórzy czytelnicy, jestem jednak zdania, że warto jest ryzykować. Bez ryzyka żadne marzenia nie mogłyby się spełnić.

Pergamin:
Czy był ktoś w Twoim otoczeniu, kto bardzo zachęcał Cię do wydania książki? A może wręcz przeciwnie - zniechęcał Cię i próbował przekonać, byś zaniechała pisanie?

Iwona Szymura:
Oczywiście, wspierało mnie wiele osób. Począwszy od rodziny, skończywszy na nauczycielce języka polskiego i doktorze nauk humanistycznych. Wszystkim tym ludziom dziękuję  z całego serca. To oni w pewnym sensie stworzyli "duszę" tej książki.
Szczerze mówiąc, jeszcze nie znalazłam kogoś, kto by mnie do tego zniechęcał.

Pergamin:
Co czujesz na samą myśl o dniu premiery swojej książki?

Iwona Szymura:
Jak już mówiłam, z jednej strony czuję radość, z drugiej lekką niepewność. Jednak ufam, że nie zostanę w tym wszystkim sama i wszelkie porażki, które z pewnością popełnię nie przeważą nad sukcesami.

Pergamin:
Bardzo dziękujemy za poświęcony nam czas i trzymamy kciuki za Ciebie i Twoje dzieło, a tymczasem serdecznie zapraszamy na stronę Iwony Szymury (era-radości), gdzie można uważnie śledzić ciągle pojawiające się informacje dotyczące i samej autorki, i jej „dziecka”.

Wywiad z Karoliną Wojdą

Jesteśmy szczęśliwe, że udaje nam się nawiązywać kontakty z tak różnymi debiutującymi autorami. Dziś chciałybyśmy przedstawić Wam Karolinę Wojdę, autorkę książki "Feniks-początek".
*
Pergamin:
Dzięki Twojej stronie można dowiedzieć się, że studiujesz i pracujesz jako wychowawca z młodzieżą, a więc masz dość napięty harmonogram. Mimo wszystko znalazłaś czas, żeby napisać książkę. Od czego się tak naprawdę wszystko zaczęło?

Karolina Wojda:
Tak, owszem, moje życie jest dość urozmaicone i nie mogę narzekać na nudę. Jeśli chodzi o pierwszą przygodę z pisaniem, to wszystko zaczęło się tak naprawdę od choroby, która zmotywowała mnie do działania i pokazała, że czas nie stoi w miejscu i każdego dnia powinniśmy zrobić wszystko, żeby móc zrealizować swoje marzenia, bo jutro po prostu może nie nadejść.

Pergamin:
Co skłoniło cię do pisania i inspirowało w jego trakcie?

Karolina Wojda:
Jak już mówiłam, to właśnie fakt, że zachorowałam i myśl, że nie mam do końca wpływu na własny los przekonał mnie, że pisanie może stać się czymś więcej niż tylko zabawą. Inspiracji natomiast dopatrywałam się wszędzie: w przechodniach na ulicy, scenach filmowych, czy utworach muzycznych. Cały świat jaki mnie otacza to jedna wielka inspiracja. Nawet promienie słońca czy krople deszczu, które pewnego dnia opadły na mój policzek.

Pergamin:
Czy w swoich książkowych zbiorach posiadasz wiele książek fantastycznych? Dlaczego zdecydowałaś się na ten właśnie gatunek, wprowadzając do swojej powieści magię?

Karolina Wojda:
Feniks to moja jedyna książka, którą do tej pory udało mi się napisać od początku do końca. Dlaczego magia ? To proste, uważam, że magia jest tym wszystkim, co nas otacza i głupotą było by tego nie wykorzystać. Po za tym wydaje mi się, że ludzie żyją w przeświadczeniu, że gdyby posiadali magiczne moce, wszystko było by cudowne i wspaniałe, nie było by problemów i zmartwień - chciałam to chyba zdementować i udowodnić, że nie ważne kim jesteśmy - aniołem, czarownicą czy człowiekiem- ważne jakie wartości nosimy w sercu.

Pergamin:
O czym dokładnie będziemy mogli przeczytać w Twojej książce?

Karolina Wojda:
Trudno mi odpowiedzieć na to pytanie, gdyż wydaje mi się, że streszczenie fabuły byłoby tu bezcelowe, gdyż ona tak na prawdę jest nudna - młoda dziewczyna traci brata w wypadku za co obwinia wyłącznie siebie. Do wyrzutów sumienia dochodzą koszmarne sny i blizna na nadgarstku w kształcie skrzydła, która codziennie przypomina jej o tej strasznej tragedii. Na domiar złego okazuje się, że jej przyjaciele posiadają magiczne moce i mają za zadanie zabić bezwzględną i okrutną Charlotte - nic szczególnego, zwykła bajka dla dzieci. Cała prawda i przesłanie ukryte jest wewnątrz, w postaciach. To oni kreują tą opowieść i przekazują, że w życiu liczą się prawda, umiejętność podejmowania właściwych decyzji, a przede wszystkim odpowiedzialność za własne błędy.

Pergamin:
Dzięki fragmentowi, który opublikowałaś, dowiadujemy się, że piszesz w osobie pierwszej jako dziewczyna. Czy główna bohaterka odziedziczyła po Tobie jakiekolwiek cechy charakteru czy wyglądu?

Karolina Wojda:
Anastacia, jest całkiem inna niż ja. Dotyczy to wyglądu jak i charakteru. Czasami wręcz mnie denerwuje i irytuje. Gdybym się z nią przyjaźniła, za pewne codziennie byśmy się kłóciły. Gdy zaczęłam pisać Feniksa postanowiłam sobie, że główna bohaterka będzie dobra, szalona i odważna. Zwariowana nastolatka, której ciągle przydarza się coś niezwykłego. Niestety, Ana postanowiła żyć swoim życiem i opowiedzieć tą historię po swojemu. Może to dziwnie zabrzmi, ale wydaje mi się, że Anastacia chciała przekazać światu coś, czego ja nigdy bym nie potrafiła.

Pergamin:
Dlaczego postanowiłaś przeistoczyć swoje opowiadanie w książkę? Czy coś lub ktoś pchnął Cię ku temu?

Karolina Wojda:
To zabrzmi jak wariactwo, jednak tak, właśnie Anastacia - to ona codziennie śniła mi się i powtarzała: musisz, za wszelką cenę musisz opowiedzieć to, co mi się przytrafiło. Choć w głębi duszy za pewne nie chodziło jej o nią samą, a o losy zupełnie kogoś innego. Gdy wysłałam książkę do wydawcy, poczułam jakby wielki kamień zszedł mi z serca - trochę tak jak człowiek czuje się, gdy spełni największą obietnicę swojego życia.

Pergamin:
Jak idą prace nad wydaniem książki? Czy wiadomo już, na kiedy planowana jest premiera?

Karolina Wojda:
Niestety data premiery jeszcze nie jest znana. A książka obecnie jest u redaktora.

Pergamin:
Zastanawiałaś się nad tym, jak dalej popłynie Twoje życie, gdy będziesz mogła wreszcie trzymać swoją książkę w dłoniach?

Karolina Wojda:
Oczywiście, że się zastanawiałam i wiem jedno: Feniks to dopiero początek wielkiej przygody. A co będzie jutro - to już nie do końca zależy ode mnie, poniekąd oddaję się w ręce przeznaczenia.

Pergamin:
Czy planujesz wydać kolejną część?

Karolina Wojda:
Nie wiem, na pewno zanim to nastąpi, napiszę całkiem inną książkę. Kolejna „zabłąkana duszyczka” czeka, aż ktoś przekaże jej słowa dalej.

Pergamin:
Czy uważasz pisanie za coś, co chciałabyś robić w życiu zawodowo, czy raczej jest to swoisty rodzaj odskoczni od rzeczywistości?

Karolina Wojda:
Zawodowo chce być terapeutką. Pisanie to moja misja, promyczek nadziei na lepsze jutro.

Pergamin:
Dziękujemy bardzo za tę krótką acz wartościową i niezwykle pouczającą rozmowę, a w międzyczasie zapraszamy na stronę www.feniks-poczatek.blog.onet.pl, jeżeli chcielibyście dowiedzieć się czegoś więcej!

Wywiad z Anną Soczawą

Serdecznie zapraszamy na kolejny wywiad z  młodą i początkującą pisarką - Anną Soczawą, której książka jest już do nabycia!
Pergamin:
Na pewno wiele osób dziwi, że masz dopiero dwanaście lat i na koncie debiutancką powieść.
Jak to wszystko się zaczęło? Co skłoniło Cię do napisania książki?

Anna Soczawa:
Wszystko zaczęło się w sumie nieoczekiwanie, a dokładniej odkąd przeczytałam "Zmierzch" Stephanie Meyer. Pomyślałam: "Jej... chyba fajnie jest napisać coś tak dobrego". Często zaczynałam pisać powieści z okrzykiem: "to będzie bestseller!"... Choć tak naprawdę nigdy nie dotrwałam w żadnej z nich do pierwszego rozdziału. Zaczęłam prowadzić bloga, a konkretniej opowiadanie FanFiction dotyczące serialu "Pamiętniki Wampirów". Rozdziały były krótkie. Odkryłam, że gdy już się zacznie coś pisać, jest to bardzo przyjemne. Dlatego właśnie zabrałam się do pisania powieści. Pisząc pierwsze rozdziały nie myślałam o wydaniu książki na poważnie. Dopiero potem uświadomiłam sobie, że "Cienie Nieśmiertelnych" to coś, czym chciałabym podzielić się z innymi.

Pergamin:
Co inspirowało Cię w czasie pisania i jak długo ono trwało?

Anna Soczawa:
Inspiracją były dla mniej rozmaite filmy i książki, chociaż wiele zawdzięczam także mojej mamie, bo bez jej pomocy i słów zachęty prawdopodobnie nie ukończyłabym tej książki. Pisanie zajęło mi około ośmiu miesięcy, jednak myślę, że to nie aż tak źle, skoro z powodu braku weny miałam trzy przerwy w trakcie pracy nad powieścią. Jedna z nich trwała prawie dwa miesiące.

Pergamin:
Z podanego na stronie fragmentu i streszczenia można się domyślić, że powieść podchodzi pod fantasy. Dlaczego wybrałaś akurat taki gatunek na swoją debiutancką powieść?

Anna Soczawa:
Moje pierwsze opowiadania były na jedno kopyto: dziewczynka, która przeżywa nędzne przygody ze swoim psem. W sumie to nie interesowała mnie inna tematyka - lektura "Pies, który jeździł koleją" oczywiście należała do moich ulubionych z całej szkoły. Kiedy po raz pierwszy usłyszałam o sadze „Zmierzch", złapałam się za głowę, nie pojmując, jak można napisać "coś tak głupiego". Ale potem obejrzałam film. A po nim ostatecznie wzięłam tę powieść do ręki. Od tamtej pory uwielbiam fantasy - zarówno czytanie takiego gatunku, jak i pisanie. Teraz nie potrafiłabym już napisać czegoś, co nie podlega pod fantasy.

Pergamin:
Główna bohaterka, Ann Follow, jest czternastoletnią dziewczyną szukającą swojego miejsca na świecie. Czy utożsamiasz się z nią? A może znalazłaś już swój życiowy cel?

Anna Soczawa:
Częściowo jestem podobna do Ann. To wrażliwa dziewczyna, często płacze, głównie ze złości - jak ja, jest typem samotnika, zazwyczaj niełatwo przychodzi jej nawiązywanie nowych kontaktów z rówieśnikami. Te cechy na pewno nas łączą, "odziedziczyła" po mnie także kolor włosów czy oczu. Ale na pewno nie jesteśmy takie same. Ja nie potrafiłabym tak jak ona wyprzeć się wszystkiego dla dobra innych, ryzykować własnym życiem dla nowo poznanych znajomych. Jednak pozwoliłam jej poznać swój cel życiowy, jej... przeznaczenie. Ja osobiście ciągle go poszukuję, choć mam nadzieję, że będzie ono powiązane z pisaniem.

Pergamin:
Co przeważyło, że postanowiłaś w ogóle wydać swoją powieść? I to w tak alternatywny sposób, trzeba przyznać?

Anna Soczawa:
Uczucie, by wreszcie poznać, jak to jest spełnić swoje marzenie. Nigdy nie byłam tak szczęśliwa jak wtedy, gdy wyciągałam "Cienie Nieśmiertelnych" z pudła. A taka forma wydania, to dopiero początek, próba. Chciałam po prostu zobaczyć, czy książka spodoba się ludziom. Bardzo liczyłam na to, że tak będzie, gdyż inaczej nie wiem, czy zdecydowałabym się dalej robić coś w kierunku wydania powieści na większą skalę, bardziej profesjonalnie. Na szczęście udało mi się. Jak będzie dalej? Nie wiem. Powiem jedynie, że póki co rozesłałam książkę do wydawnictw.

Pergamin:
Jak się czujesz, wiedząc, że w wieku dwunastu lat osiągnęłaś to, o czym wiele starszych od Ciebie osób marzy latami? Możesz trzymać w dłoniach swoją debiutancką powieść.

Anna Soczawa:
Niesamowicie. Im dłużej o tym myślę, im dłużej patrzę na upływający czas od wydania powieści (to już prawie dwa miesiące), tym więcej widzę. Dostrzegam, że dostaję wiele propozycji, gratulacji i ciepłych słów. Patrzę na okładkę "Cieni Nieśmiertelnych" i już wiem, że jestem zupełnie inną osobą, niż ta, która jeszcze w połowie 2011 roku męczyła się nad ostatnimi zdaniami w epilogu. Takie wydarzenie zmienia człowieka i z czasem uczucie, kiedy ma się ochotę piszczeć z radości i chwalić osiągnięciami przemija, a ta rzecz staje się już dla ciebie całkiem naturalna.

Pergamin:
Jak dalej widzisz swoją pisarską przyszłość: czy planujesz wydanie kolejnych tomów serii? A może szykujesz coś zupełnie nowego?

Anna Soczawa:
Obecnie jestem w trakcie pracy nad kontynuacją książki, ale zaczęłam też pisać zupełnie nową powieść. Wydaje mi się, że ma ona nawet większe szanse na sukces niż "Cienie Nieśmiertelnych". Otrzymałam także wspaniałą propozycję, ale na razie nie zdradzę szczegółów.

Pergamin:
Czy możesz poradzić coś początkującym pisarzom, którzy często mają wątpliwości i nie wierzą w to, że ich opowiadanie może przyjąć formę książki?

Anna Soczawa:
Kochani: nie bójcie się. Marzenia się spełniają. Ja też miałam wiele wątpliwości na początku, zwłaszcza, gdy jakiś rozdział mi nie wyszedł. Ale to nie stoi na przeszkodzie. Jeżeli bardzo się w coś wierzy, to staje się to osiągalne. Ale pamiętajmy, że nie możemy po prostu zakładać, że nam się uda - musimy się do tego naprawdę przyłożyć. Moja rada dotycząca rozdziałów, z których nie jesteście zadowoleni: omińcie go. Zacznijcie pisać fragment, który sprawi Wam przyjemność. Przecież pisanie to nie przymus. Zawsze można wrócić do tamtego miejsca nawet na samym końcu.

Pergamin:
Czy w jakiś sposób zmieniło się Twoje życie, kiedy bliskie Ci osoby dowiedziały się o wydaniu Twojej powieści?

Anna Soczawa:
Na pewno zmieniła się moja sytuacja w szkole. Niektórzy patrzą na mnie teraz zupełnie inaczej, nauczyciele także. Pytają mnie ciągle czym się inspirowałam podczas pisania powieści, dzielą się ze mną zdaniem na temat przeczytanych rozdziałów. Niektóre wypowiedzi są nawet zabawne. Najbardziej cieszy mnie to, że większość moich znajomych ze szkół - dwa lata temu przeprowadziłam się i zmieniłam szkołę - przeczytała książkę, niektórzy nawet w jeden dzień! A wiele z nich po prostu nie lubi czytać. To wielka satysfakcja. Ale, oczywiście, pojawiło się również mnóstwo zazdrości i niedowierzania, które silnie emanują od ludzi. Z tym muszę się zmagać, jednak to mnie nie zniechęca.

Pergamin:
Dziękujemy bardzo za wywiad i życzymy dalszych sukcesów w tej dziedzinie! W międzyczasie chciałybyśmy zaprosić Was na stronę Anny (http://cienie-niesmiertelnych-ksiazka.blog.onet.pl), gdzie można zakupić książkę wraz z dedykacją. ;)

Anna Soczawa:
Ja także dziękuję i pozdrawiam!

Wywiad z Aleksandrą Ból

Przedstawiamy Wam Aleksandrę Ból - autorkę powieści "Przeznaczenie", która już piętnastego lutego będzie miała swoją premierę.
Poznajcie ją!
Pergamin:
Witaj.
Zapisałaś się w pamięci wielu czytelników jako autorka bloga z opowiadaniem potterowskim. Z pewnością przeszłaś od tego momentu długą drogę, czekało Cię wiele wyzwań. Za moment zostanie wydana Twoja debiutancka książka „Przeznaczenie”, która bardziej ukierunkowuje się ku tej dojrzewającej społeczności odbiorców. Dlaczego wybrałaś akurat taką tematykę?

Aleksandra Ból:
Szczerze mówiąc, nie miałam wielkiego wyboru -  profil "Przeznaczenia" pojawił się w mojej głowie nagle i zupełnie samoistnie, ja tylko przeobraziłam tę rozwijającą się historię w rzeczywiste słowa. Od zawsze mówiono mi, że mam chorą wyobraźnię; jestem dobra w pisaniu rzeczy smutnych, tragicznych, trzymających w napięciu. Taka też właśnie jest moja książka.

Pergamin:
Co zainspirowało Cię do napisania książki?

Aleksandra Ból:
To trudne pytanie, bo zwykle nie czerpię inspiracji do pisania z żadnych konkretnych źródeł. Impulsem może być jedno czyjeś słowo, odpowiednia scena w filmie, fragment piosenki, ale i jeszcze bardziej prozaicznie rzeczy. Myślę, że również w przypadku "Przeznaczenia" było podobnie.

Pergamin:
Jak wspominasz sam okres pisania „Przeznaczenia”?

Aleksandra Ból:
Bywało różnie. Nie omijały mnie twórcze wzloty, ale zdarzały się też upadki. Pamiętam, że niejednokrotnie urządzałam sobie kilkutygodniowe przerwy od pisania; brak weny frustrował, męczył, rozpraszał. W ferie, tuż po tym, jak otrzymałam pozytywną odpowiedź od wydawnictwa, przez cały tydzień siedziałam zakopana w stercie koców i ledwie zmuszałam się, by jeść, fabuła tak bardzo mnie pochłaniała. Jeśli mogę coś doradzić młodym pisarzom - nie poddawajcie się. To trudne i wiarołomne, gdy pomimo chęci wena nie chce współpracować, ale jak widać... każdą przeszkodę da się pokonać, gdy bardzo się coś kocha.

Pergamin:
Komu lub czemu w głównej mierze zawdzięczasz swój "mały sukces"?

Aleksandra Ból:
Lista jest bardzo długa i każdy ciekawy znajdzie ją w podziękowaniach na końcu książki. Moi rodzice, przyjaciółka, dziesiątki wspaniałych ludzi, których poznałam jeszcze za czasów potterowskiego opowiadania... to tylko niewielka część osób, bez których "Przeznaczenie" nie ujrzałoby światła dziennego.


Pergamin:
Jak już pisałyśmy wyżej, przez pewien czas byłaś autorką znanego bloga (www.evans-potter.blog.onet.pl) z opowiadaniem potterowskim. Jak wspominasz te czasy?

Aleksandra Ból:
To były cudowne lata. Pierwszy rozdział opublikowałam w wieku dwunastu lat - już dużo wcześniej próbowałam swoich sił w pisaniu, ale to właśnie tamten moment wspominam jako symboliczny początek mojej przygody z weną. Przez wiele miesięcy nie widziałam świata poza Hogwartem; dostałam pierwszą naganę za nieuwagę na lekcji, gdy w napadzie natchnienia próbowałam ukradkiem pisać w zeszycie kolejny rozdział, i pierwszą krytyczna opinię. Po raz pierwszy też w głowie zaświtała mi myśl: "to jest coś, co kocham". Przez przeszło trzy lata rozwijałam się tam, uczyłam, odnosiłam kolejne sukcesy i podnosiłam się z kolejnych porażek. Bardzo przeżyłam fakt, że zablokowano mi dostęp do bloga, ostatecznie jednak zdecydowałam się dzięki temu na stworzenie "czegoś większego". I oto, ponad dwa lata od publikacji ostatniego rozdziału, mamy moją debiutancką książkę.

Pergamin:
Czy blogowanie miało na Ciebie jakiś wpływ?

Aleksandra Ból:
Ogromny. Przede wszystkim to dzięki ludziom, którzy czytali moje opowiadanie i krytykowali mnie za wszystkie potknięcia, wiedziałam co dokładnie powinnam poprawić w swoim stylu pisania. Im częściej słyszałam: "musisz nad sobą popracować", tym większej ochoty nabierałam na samodoskonalenie. Później, gdy moje umiejętności uległy poprawie, mnożące się pochwały oraz żywe zaangażowanie czytelników nie pozwalały mi rzucić blogowania. W końcu - tylko dzięki tym wspaniałym ludziom - tworzenie zwyczajnie weszło mi w nawyk. Bardzo wiele im wszystkim zawdzięczam.

Pergamin:
Czy wrócisz kiedyś do prowadzenia bloga?

Aleksandra Ból:
Podejmowałam kilka prób pod różnymi pseudonimami, ale żadne z opowiadań, które później zakładałam, nie dawało mi tego, co Evans-Potter. Ostatnio, w ramach dalszych poszukiwań tamtego cudownego uczucia, stworzyłam kontynuację: www.evans-potter2.blog.onet.pl. Kto wie, co z tego wyniknie? ; )

Pergamin:
Skoro już wiemy, jak wygląda Twoja przeszłość i teraźniejszość, to może teraz przejdźmy do tej bardziej odległej rzeczywistości. Jak dalej widzisz swoją pisarską karierę?

Aleksandra Ból
Mogę jedynie mieć nadzieję, że mój debiut pozwoli mi na wydawanie kolejnych książek, i że pisanie jest moim... przeznaczeniem.

Pergamin:
Na swojej stronie wspomniałaś „małym druczkiem”, iż rozpoczęłaś już przygotowania do drugiej części „Przeznaczenia”. Czy istnieje szansa, że niebawem Twoi fani będą mogli trzymać już i te dzieło w swoich rękach?

Aleksandra Ból
Zrobię wszystko, by tak właśnie było - pomysłów i chęci mi nie brakuje

Pergamin:
Dziękujemy bardzo za tę niezwykle pouczającą rozmowę i trzymamy kciuki za Twoją dalszą karierę. Czy jest jeszcze coś, co chciałabyś powiedzieć od siebie?

Aleksandra Ból
Wszem i wobec apeluję do wszystkich utalentowanych, młodych pisarzy: nie bójcie się spełniać swoich marzeń, bo spełnienie to najlepsze uczucie, jakie istnieje : )

Pergamin:
Z takim oto akcentem kończymy wywiad z jakże przemiłą i sympatyczną Aleksandrą Ból. Jeżeli ktoś chciałby się więcej o czymkolwiek dowiedzieć, serdecznie zapraszamy na jej stronę: www.aleksandra-bol.blog.onet.pl
Powodzenia!

Fight Club

Autor: Chuck Palahniuk
Przekład: Lech Jęczmyk
Wydawnictwo: Niebieska Studnia
Rok wydania: 2006, stron 236

Pierwsza zasada Podziemnego Kręgu to nie rozmawiać o Podziemnym Kręgu.
Druga zasada Podziemnego Kręgu to nie rozmawiać o Podziemnym Kręgu.
Trzecia zasada Podziemnego Kręgu to dwóch mężczyzn, jedna walka.
Jedna walka na raz.
Walczy się boso i bez koszul.
Walka trwa tyle, ile trzeba.
Jeżeli jest to twoja pierwsza noc w klubie, to musisz walczyć.

            Już słysząc „Podziemny Krąg”, wielu z was kojarzy głośny film wyprodukowany w latach dziewięćdziesiątych na podstawie książki „Fight Club” Chucka Palahniuka. Jednak, jak wspominały wszystkie moje polonistki, lepiej najpierw przeczytać książkę, a dopiero potem zagłębić się w adaptację filmową, ponieważ można się mocno zawieść.
            Wiele słyszałam o tym autorze, jednak nie miałam pojęcia, że jego najgłośniejsza powieść jest tak poruszająca. Pisarz utrzymywał przez całą książkę atmosferę tajemnicy. Głównego bohatera poznajemy na spotkaniach grup wsparcia dla ludzi umierających na raka lub pasożyty, albo chorych na demencję. Dopiero tam czuł się w pełni bezpieczny i odprężony, mógł płakać ludziom w ramię, a co za tym idzie, pozbywać się nieznośnego napięcia, które od wielu dni nie pozwalało mu zasnąć. Był w centrum uwagi. Balansował pomiędzy snem a jawą, aż w końcu przestał odróżniać świat swojej wyobraźni od tego realnego. W jego pamięci pojawiały się czarne dziury. Nicość. Zagubił własną tożsamość, w poszukiwaniu spokoju dla duszy. Poznał Tylera Durdena i Marlę Singer, od których zaczął się początek końca.
            Tyler wydawał się prawdziwym przyjacielem – służył wsparciem i dobrym słowem, udostępnił swoje mieszkanie, aż w końcu założyli wspólnie klub walki. „Podziemny Krąg”, który stał się nie tylko miejscem spotkań mężczyzn z niemal wszystkich środowisk społecznych, ale stylem życia. Ucieczką od rutyny i możliwością odnalezienia siebie na nowo. Czymś, od czego człowiek się uzależnia, mimo że często z obrażeń leczy się kilka tygodni. Mężczyzna, który w prawdziwym życiu nie potrafi walczyć o swoje, podczas walki czuje się jak sam Bóg, kładąc przeciwnika na obie łopatki.
            Wszystko zaczyna się układać w logiczną całość, kiedy Tyler nagle znika, a główny bohater wyrusza w podróż w poszukiwaniu przyjaciela, przy okazji dowiadując się wielu zaskakujących faktów o samym sobie. Pytanie: czy uda mu się w porę naprawić to, co zaczął Tyler? Czy będzie w stanie zapobiec katastrofie, która może pochłonąć setki istnień? Czy kiedykolwiek będzie w stanie zaufać samemu sobie?
            Powieść jest tak odrealniona, że czyni to z niej historię wyjątkową. Czytelnik balansuje pomiędzy snem a jawą, życiem i śmiercią, a czasem nawet i te granice się zacierają. Zagubienie głównego bohatera objawia się nawet w języku, jakim opisuje świat: krótkie, urywane zdania świadczące o tym, że nie panuje nad tym, co dzieje się dookoła niego. Aż wreszcie moment, w którym dostrzega prawdę i nie może pogodzić się z własnym losem, pogrążony w bezsilności.
            Pan Lech Jęczmyk, który podjął się zadania przetłumaczenia „Fight Clubu” na język polski, umieścił z tyłu jego krótki wywiad z Chuckiem Palahniukiem. Z przyjemnością przytoczę jego fragment, który najprawdopodobniej zainteresuje Was najbardziej:

Czy coś szczególnego skłoniło Pana do napisania „Fight Clubu”?
Chuck Palahniuk: Pomysł zrodził się, kiedy wybrałem się na wakacje. Wędrowałem i obozowałem w lasach, i kiedyś wdałem się w dyskusję z osobnikiem, który w środku nocy puszczał swoje radio na cały regulator. Pobił mnie tak paskudnie, że chodziłem z posiniaczoną twarzą przez kilka miesięcy, a nikt w mojej pracy nawet nie wspominał, jak okropnie wyglądam. Wtedy właśnie zdałem sobie sprawę, że jeżeli wygląda się odpowiednio strasznie, to nikt cię nie spyta o twoje życie prywatne. Nikt z twoich kolegów z pracy nie zaryzykuje, żeby dowiedzieć się, co robiłeś po pracy. To wtedy zacząłem przypominać sobie i porządkować moje opowieści o bójkach i spisałem zasady dla tego, co stało się Podziemnym Kręgiem. I tyle.

Prawdziwy dowód na to, że życie może być doskonałą inspiracją do pisania.

Ocena własna: 10/10

Za egzemplarz recenzencki „Fight Clubu” serdecznie dziękujemy wydawnictwu Niebieska Studnia.

Meduza

Autor: Clive Cussler
Przekład: Maciej Pintara
Wydawnictwo: Amber
Rok wydania: 2009, stron 357

Opis: Rok 1848. Amerykański statek wielorybniczy zawija do portu na mikronezyjskiej wyspie. Wkrótce marynarze zapadają na zagadkową chorobę.
      Czasy współczesne. Naukowcy z supertajnego podwodnego laboratorium na jednej z wysp Mikronezji znikają bez śladu. U wybrzeży Bermudów niezidentyfikowana jednostka atakuje batysferę NUMA i pozostawia ją głęboko pod powierzchnią morza z pasażerami uwięzionymi na pokładzie. Kurt Austin w porę przychodzi im z pomocą – ale pytanie, kto i dlaczego skazał ich na pewną śmierć, nie daje mu spokoju. Odpowiedź kryje się za nazwą Piramida. I może oznaczać śmierć milionów ludzi…


Cytat: „Kiedy następnym razem spotkam Kurta Austina, przysiągł sobie Czang, to zniknie na zawsze.”

            Długo zastanawiałam się, czy zaufać gustom literackim mojego taty i sięgnąć po jedną z książek jego ulubionego autora, jednak dziś, po przeczytaniu tych ponad trzystu stron, mogę z czystym sercem stwierdzić, że nie żałuję.
            Jedna z nowszych powieści mistrza literatury przygodowej przeznaczona jest dla zadziwiająco szerokiego grona czytelników: nastolatków zainteresowanych inżynierią morską, doświadczonych przez życie dorosłych, pragnących dowiedzieć się czegoś nowego i zaznać przyjemności przeżywania przygód razem z bohaterami, lub osób takich jak ja, zainteresowanych wątkiem medycznym, zawartym w „Meduzie”.
            Kurt Austin i Joe Zavala, główni bohaterowie powieści, są inżynierami pracującymi w NUMA (potężna organizacja rządowa, będąca morskim odpowiednikiem NASA). Z początku współpraca z doktorem Kanem wydawała się okazją do zapisania się w historii nauki, jednak problemy zaczęły się już na samym początku. Gdy rosnąca ilość dowodów na to, że projekt naukowy o nazwie „Błękitna meduza” jest sabotowany, dwójka współpracowników podejmuje się wyjaśnienia zagadki i unicestwienia zagrożenia, bowiem w niebezpieczeństwie znalazło się wielu ludzi ważnych dla kraju.
            Opowieść pełna jest podmorskich przygód bohaterów, którzy przy użyciu najnowocześniejszego sprzętu zdolni byli zanurzyć się na ogromne głębokości i badać dno morskie. Wraz z kolejnymi stronami bohaterów przybywa, bowiem Kurt Austin i Joe Zavala mają za sobą wielu ludzi, którym przyświeca ten sam cel. Historia, która rozpoczęła się od prac nad ważnym projektem naukowym, okazuje się siecią zawiłych historii ze zbrodnią w tle i niesamowitymi opowieściami, przechodzącymi z pokolenia na pokolenie.
            A wszystko po to, by zapobiec rozprzestrzenianiu się śmiertelnego wirusa, panoszącego się na terenie Chin.
            Opowieść trzyma w napięciu do samego końca. Czytelnicy w czasie lektury będą mogli pozwolić swojej wyobraźni tworzyć obrazy bajecznych morskich stworzeń i niesamowitego sprzętu badawczego. Polecam książkę „Meduza” również dlatego, że oprócz elementów naukowych, autor wplótł do swojej historii mnóstwo wątków podobnych thrillerom – działania światowej organizacji, której członkowie zdolni są zabijać bez mrugnięcia okiem w celu nagłego wzbogacenia się.
            Clive Cussler kończy w tym roku osiemdziesiąt jeden lat, ale nadal jest płodnym pisarzem, któremu nie brak wyobraźni i talentu do zaciekawienia czytelnika. Mam nadzieję, że zaskoczy swoich wiernych fanów na całym świecie jeszcze wieloma powieściami, które zapiszą się w ich pamięci na długo.

Ocena własna: 7/10

Podziemny Krąg - film







Tytuł: Podziemny Krąg
Reżyseria: David Fincher
Scenariusz: Jim Uhls
Rok: 1999
Produkcja: USA



Opis: "Podziemny krąg" to film opowiadający o trzydziestokilkuletnim Jacku, który cierpi na bezsenność. Z tego właśnie powodu zaczyna chodzić na różnego rodzaju spotkania grup wsparcia. Na jednym z nich spotyka Marlę, która podobnie jak on udaje różne choroby tylko po to by być w centrum uwagi. Główny bohater, który jest jednocześnie narratorem, jest znużony swoim dotychczasowym, jałowym życiem. Pewnego dnia w samolocie spotyka Tylera. Napotkany przypadkiem mężczyzna jest w podobnym wieku co Jack, lecz jest od niego o wiele przystojniejszy, bardziej odważny, ma wszystko to, czego zdaje się on nie mieć. Jack nawet nie przeczuwa, że to spotkanie zmieni jego życie na zawsze...

Główna obsada:
Edward Northon (Narrator) – Fani kina pamiętają Edwarda Northona z ról w filmach takich jak “Incredible Hulk” lub w niesamowitym „Iluzjoniście”. W „Podziemnym Kręgu” spotykamy się z kolejną wybitną kreacją tego amerykańskiego aktora. Doskonale wcielił się w człowieka chorego psychicznie, który o swoich dolegliwościach nie ma nawet pojęcia. Jego bohater wzbudza mieszane uczucia: współczucie, kiedy szuka własnego miejsca na świecie, gubi samego siebie w otaczającym go zgiełku, ale także i obrzydzenie, tak jak podczas pamiętnej sceny w biurze szefa naszego głównego bohatera. Plus za to, że aktor nie boi się brutalnych scen walki i odgrywa je na bardzo wysokim poziomie. 

Brad Pitt (Tyler Durden) – Ze swoich filmowych ról znany mi jest jako boski Achilles w „Troi” lub John Smith w filmie „Pan i pani Smith”. Ostatnio miałam również okazję zobaczyć go w „Ciekawym przypadku Benjamina Buttona” i muszę przyznać, że jestem oczarowana jego talentem aktorskim. Nie boi się wyzwań, doskonale zagra zarówno w filmie akcji, jak i w poruszającym dramacie. W filmie na podstawie „Fight Clubu” wciela się w postać Tylera Durdena – nieodłącznego towarzysza głównego bohatera. Dzięki tej postaci widzowie mogą dowiedzieć się wiele na temat mrocznej strony ludzkiej psychiki. Pitt doskonale odgrywa przebiegły, podstępny i bezwzględny czarny charakter, jeżeli mogę się tak wyrazić.

Helena Bohnam-Carter (Marla Singer) – Zdecydowanie moja ulubiona amerykańska aktorka. Ostatnio mogliśmy ją oglądać na wielkim ekranie między innymi w „Alicji w Krainie Czarów” oraz „Jak zostać królem”, za co otrzymała nominację do Oscara dla najlepszej aktorki drugoplanowej. Nie boi się żadnej roli, choć większość z nich jest bardzo charakterystyczna – weźmy tutaj pod uwagę choćby postać Bellatrix w serii o Harrym Potterze lub właśnie Marlę Singer w „Podziemnym Kręgu”. Marla stała się głównym powodem załamania bohatera, którego w filmie odgrywa Edward Northon. Stała się jego koszmarem, zaburzyła jego spokój, choć może i nie tak bardzo jak Tyler. Ostatecznie rodzi się między nimi więź, którą trudno określić. Przyjaźń albo miłość za bardzo zaszufladkowałyby to niezwykłe uczucie.

            Już niedługo pojawi się moja recenzja książki „Fight Club”, w której wspomnę o niesamowitym stylu pisania Chucka Palahniuka, który sprawiał, że miałam wrażenie, że uczestniczę z fabule książki obok bohaterów. Tym razem mamy film – adaptację książki, która poziomem jej dorównuje. Aktorzy zostali dobrani do swoich ról niemal idealnie. Wybitne kreacje bohaterów wprowadzają nas w klimat biedy, brudnego miasta, gdzie ludzie praktycznie walczą o przetrwanie. Podziemne życie kwitnie z dnia na dzień, gang rozpoczyna „Operację Masakra”, czyli kontrolowany chaos. Na czele staje Tyler, a przynajmniej tak wydaje się głównemu bohaterowi całej powieści. Razem z nim balansujemy na granicy snu i jawy. Patrzymy jego oczami na świat odrealniony z powodu braku snu. Czujemy rozgoryczenie i rozczarowanie na widok Marli Singer, która burzy jego spokój. Odczuwamy ciekawość osobą Tylera Durdena, który zmienia życie bohatera o sto osiemdziesiąt stopni. A potem prawda wychodzi na jaw, ale czy wystarczy czasu, by wszystko naprawić?
            Film, tak samo jak i książka, od początku do samego końca trzyma w napięciu, co bardzo mnie cieszy i satysfakcjonuje. Z początku podchodziłam sceptycznie do tego filmu – zadawałam sobie pytanie, czy dorówna poziomem książce. Tak się stało i polecam „Podziemny Krąg” fanom thrillerów i filmów o tajemnicach ludzkiej psychiki.

Kroniki Jakuba Wędrowycza

Autor: Andrzej Pilipiuk
Wydawnictwo: Fabryka Słów
Rok wydania: 2003, stron 249
Tom I opowiadań o przygodach Jakuba Wędrowycza

Opinie:
             Polscy autorzy raczej unikają tematyki polskiej, a nawet scenografii kraju ojczystego. Jeśli już popełnią utwór fantastyczny, którego akcja rozgrywa się w Polsce, to po pierwszej próbie z ulgą odskakują od niewygodnego tematu. Po „Weselu w Atomicach” Mrożka niełatwo jest ulokować się na serio, a i na wesoło w Tu i Teraz. Andrzej Pilipiuk jest chlubnym wyjątkiem, który nie przestraszył się starcie ze skrzeczącą rzeczywistością. Stworzył postać filozofa, chwilami oscylującego w stronę menela, dziwaka i geniusza, rycerza i dowcipnisia, Polaka-Który-Potrafi, i Polaka, któremu się chce. Do tego szlachetnego altruisty, który za trudy dla świata chce tylko dobrego słowa. I dobrego trunku. Z przewagą mocnego. Trunku.
[Eugeniusz Dębski]

            Masz problemy z duchami przodków? Coś stuka w Twoim domu? Sąsiad jest wampirem? Udaj się do Jakuba Wędrowycza, najlepszego Cywilnego Egzorcysty w Kraju! Być może mieszka na zapadłej wsi na Ścianie Wschodniej, być może odżywia się własnoręcznie pędzonymi trunkami i wygląda na starego kłusownika, ale nie daj się zwieść pozorom! Jeszcze nie pojawił się wampir, kosmita, wilkołak czy upiór, który dałby radę nieustraszonemu egzorcyście w gumofilcach.
[Jarosław Grzędowicz]

            Odkąd wiele lat temu sięgnęłam po swoją pierwszą książkę, nie spotkałam się z takim autorem, jak Andrzej Pilipiuk; z kimś, kto w nietuzinkowy i odrobinę dziwny sposób przedstawi fantastyczną historię osadzoną w Polsce. Polskie imiona, polska mentalność i polskie podejście do życia, jeżeli w ogóle istnieje coś takiego. Pisarz stanął twarzą w twarz z rzeczywistością, sytuacją, jaka panuje w naszym kraju i stworzył bohatera, którego wolelibyśmy omijać szerokim łukiem, jeżeli mielibyśmy „szczęście” spotkać go na ulicy.
            I tak poznajemy Jakuba Wędrowycza – ponad osiemdziesięcioletniego mężczyznę, który przeżył w swoim życiu rzeczy, o których normalny człowiek nie ma pojęcia. W swoim fachu nie ma sobie równych, zna sposób na wyjście z każdej sytuacji i potrafi szybko myśleć, nawet po piętnastu piwach. Jako egzorcysta niemal wyrobił sobie markę, jednak potencjalni klienci kojarzą go jako zapijaczonego starca, który zdecydowanie zbyt długo nie widział prysznica. Zdecydowanie jego skuteczność jest odwrotnie proporcjonalna do aparycji. Jakub, oczywiście, nie stroni od kieliszka, nawet jeżeli jego towarzyszami w piciu miałyby być duchy, wampiry lub inne „miłe stworzonka”. Poluje za pomocą linki hamulcowej, razem ze zgrają kompanów zakłada hotel, w którym wspólnie okradają swoich gości. W kilku słowach – człowiek dziwny, egocentryczny, ale także interesujący. Instynktownie wyczuwa nadnaturalne siły, potrafi wyłapać telepatyczne sygnały, a nawet otworzyć bramy piekieł. Dosłownie. Jakub jest bohaterem innym niż wszyscy. Posiada zdecydowanie więcej wad niż zalet, co jednocześnie sprawia, że czytelnik z każdym kolejnym zdaniem łaknie więcej jego niesamowitych przygód. A niektóre z nich są z pewnością wciągające.
            Przyjaciele uprzedzali mnie, że styl pisania Andrzeja Pilipiuka jest specyficzny, jednak lekki i przyjemny, dlatego „Kroniki...” przeczytałam niemal jednym tchem. Niezwykłe poczucie humoru autora i sposób opisywania sprawiają, że czytelnik nie ma dość. Mam również wielki szacunek do niego za stworzenie takiego bohatera, jak Jakub – kogoś, z kim zdecydowanie wolałabym nie mieć nic wspólnego, jednak jednocześnie pragnęłabym zagłębić się w jego psychikę i wspomnienia. Oryginalność głównego bohatera sprawiła, że zapałałam do niego szczerą sympatią. Oto przykład „Horoskopu na rok bieżący według Jakuba Wędrowycza”:
"Koziorożec
     Zarabiasz zbyt dużo? Interesy nie idą ci jak po maśle? Urząd Skarbowy o tobie zapomniał? Otaczają cię zawistnicy? W nadchodzącym roku wszystko zależało będzie od twojej pomysłowości. Nowe, interesujące przepisy zawierały będą ciekawe luki prawne. Łyknij więc szklankę samogonu, zagryź pasztetem z kota, a potem bierz się do roboty. Już pod koniec roku liczba osób zazdroszczących ci poziomu życia powinna się podwoić. Pieniądze najkorzystniej ulokujesz w szklanym słoiku zakopanym pod krzakiem głogu albo zamurowanym w piecu."
            Książka zdecydowanie warta polecenia – każdy fan fantastyki i fantasy znajdzie w niej coś dla siebie, jednak nie tylko oni. Wszyscy, którzy wierzą w odrobinę magii w życiu, nie zawiodą się „Kronikami Jakuba Wędrowycza”. A jest to dopiero pierwszy tom przygód Jakuba, dopiero początek mojej przygody z dziełami Andrzeja Pilipiuka.

Ocena własna: 8/10

Amok

Autor: David Moody
Przekład: Małgorzata Strzelec
Wydawnictwo: Amber
Rok wydania: 2006, stron 231

Opis: Brutalne morderstwa paraliżują społeczeństwo. Napastnicy, okrzyknięci przez media Wściekłymi, uderzają bez ostrzeżenia. Zabijają każdego, kto stanie im na drodze. Liczba przypadkowych napaści przechodzi z setek w tysiące, a potem w setki tysięcy. Każdy, niezależnie od płci, wieku czy rasy, jest albo Ofiarą – albo Wściekłym.
           W ludziach narasta lęk, że w każdej chwili przyjaciele lub najbliżsi zwrócą się przeciwko nim ze zbrodniczym zamiarem. Albo że sami zaczną mordować...
Bo wszystkich ogarnia amok nienawiści.

            Brakowało mi już dobrego, krwawego i naprawdę przerażającego horroru, który przeniósłby moją wyobraźnię na zupełnie nowy poziom. Sięgając po książkę „Amok” miałam mieszane uczucia. Okładka, wywołująca lekki dreszcz zaniepokojenia i opinie czytelników stworzyły w mojej głowie prawdziwy mętlik, dlatego postanowiłam przekonać się na własnej skórze, co powodowało ten tytułowy amok...
            Autor przedstawia nam człowieka jak każdy inny: żonatego mężczyznę z trójką rozrabiających dzieci, pracującego w pocie czoła i martwiącego się, by pieniędzy wystarczyło od jednej wypłaty do drugiej. Rutynową niemal egzystencję przerywa gwałtownie seria zdarzeń, o których każdemu zjeżyłby się włos na karku. Kiedy Danny i jego żona stają się świadkami napaści wokalisty jednego ze swoich ulubionych zespołów na jego pozostałych członków, do ich życia wkrada się niepewność. Potem widok dziewczynki zabijającej własną matkę w centrum handlowym, media, ukazujące ogrom tych tragicznych zdarzeń. Wściekli stali się tematem numer jeden i jedyną sprawą, która zaprzątała myśli ludzi. Nikt nie wiedział, jak się bronić przed napaścią. Wściekli wzbudzali trwogę między innymi dlatego, że nie dałoby się ich rozpoznać w tłumie ludzi. Wszyscy spodziewali się żadnych krwi, bezwzględnych potworów, zabijających dla samej radości odbierania życia. Jednak rzecz miała się odrobinę inaczej, jednak żaden „zwykły” człowiek nijak nie mógł tego wiedzieć...
"Zaniemówił. Nagle ogarnął go niewytłumaczalny strach. Serce waliło mu jak oszalałe. Cofnął się kilka kroków w stronę domu, potknął o krawędź ułożonych przez siebie kostek i upadł na plecy. Syn Jackie podszedł do niego i podał mu rękę, żeby mu pomóc wstać.
- Dobrze się czujesz, bracie? Może przynieść ci wody?
Spencer się cofnął. Wstając niezdarnie, chwycił ciężki młot kamieniarski. Rzucił się na syna Jackie, łapiąc go lewą ręką za gardło. Obaj stracili równowagę i upadli na ziemię; chłopak wylądował na plecach, a Spencer na nim, przyciskając go całym ciężarem."
            Wściekli stworzyli niemal jedną wielką rodzinę. Potrafili rozpoznawać siebie nawzajem, a we wszystkich „zwykłych” ludziach widzieli wrogów, od których biła nienawiść i chęć zadania im bólu, śmierci. Obie grupy widziały siebie nawzajem niemal tak samo... Co najbardziej przerażało Ofiary. Wbrew pozorom, Wściekli stawali się spokojni we własnym towarzystwie. Zabijali, kiedy musieli, bo po prostu tak czuli. Dla własnego bezpieczeństwa. Według zasady: zabij, albo zostaniesz zabity.
            Jak potoczyły się losy głównego bohatera? Jak Danny poradzi sobie z czyhającym na wszystkich niebezpieczeństwem? Czy czeka go happy end? Dowiecie się, czytając książkę.
            Początkowo nie byłam przekonana do tego wszystkiego. Oczywiście, historia jest wciągająca. To jedna z tych książek, które pochłania się bardzo szybko. Z każdą kartką łaknie się więcej. Wartka akcja, seria tajemniczych i tragicznych zdarzeń, aż w końcu przeznaczenie głównego bohatera sprawiają, że książka stanie się jedną z moich ulubionych. Otwarte zakończenie pozostawia ziarenko nadziei, że potem coś będzie się działo. To „coś” opisane zostało w drugiej części „Amoku” - „Wściekłej krwi”. Jeżeli tylko będę miała okazję, mam zamiar poznać dalsze losy Danny’ego.

Ocena własna: 7/10
Baza recenzji Syndykatu Zbrodni w Bibliotece

Złap mnie, nim upadnę

Autor: Nicci French
Przekład: Andrzej Leszczyński
Wydawnictwo: Świat Książki
Rok wydania: 2005, stron 318

Opis: Holly Kraus żyje na pasie szybkiego ruchu. Młoda bizneswoman o ustabilizowanym życiu prywatnym jest powszechnie lubiana i podziwiana. Ale to tylko jedno oblicze Holly, która w drugim wcieleniu wypuszcza się na dziką stronę życia, gdzie ustawicznie popełnia coraz bardziej lekkomyślne błędy. Kiedy ich skutki zaczynają się kumulować, Holly traci kontrolę nad swoim życiem. Ktoś ją śledzi? Ktoś zaczyna domagać się pieniędzy?
         Czy jej lęki są jedynie efektem paranoi, przejawem choroby, czy też oznakami całkiem realnego niebezpieczeństwa...

Cytat: „Byłam jak samochód wymagający poważnej naprawy, lecz zamiast do warsztatu trafiłam na składowisko, gdzie umieszczono mnie na szczycie sterty innych złomowanych aut, pozbawiono drzwi, radia i reszty elementów przedstawiających jeszcze jakąś wartość, i pozostawiono, żeby do reszty zardzewiała.”

            Do przeczytania książki duetu pisarskiego, Nicci Gerrard i Seana Frencha, zachęcił mnie sam opis książki. Przystępna cena przepełniła czarę i już kilka dni później mogłam cieszyć się naprawdę wartościową książką. Dlaczego? Wszystko po kolei.
            Główna bohaterka, Holly Kraus, jest kobietą jakich na świecie wiele: młoda mężatka, realizująca się we własnej firmie, lubiąca dobrą zabawę. Wszystko zaczyna się jednak komplikować, kiedy, głównie pod wpływem alkoholu, popełnia kilka niewybaczalnych błędów. Ich konsekwencje, których bohaterka nie potrafi odkręcić, prowadzą do szeregu tragicznych zdarzeń. Zaczytując się w kolejne strony książki zastanawiałam się, co może powodować takie zachowanie u kobiety, która pozornie posiada wszystko, o czym tylko można marzyć. Każdego z nas nawał tego typu problemów doprowadziłby na skraj wytrzymałości. Holly Kraus zdecydowała się targnąć na własne życie, wiedząc, że nie kontroluje już swojego życia. Ale próba samobójcza to dopiero początek zawiłej historii z kryminałem w tle. Mnóstwo pytań pozostaje bez odpowiedzi, Holly postanawia wrócić do swojego życia, nawet z wizją przykrych wydarzeń, od których nie mogła uciec. Pozostaje jednak kilka niewyjaśnionych spraw. Tajemnicę postanawia odkryć najlepsza przyjaciółka Meg. Do jakich wniosków doszła? Doprawdy, szokujących, ale o tym możecie dowiedzieć się czytając książkę „Złap mnie, nim upadnę”.
            Historia ta jest gratką dla miłośników thrillerów, a także czytelników lubiących rozmyślać na temat bohaterów z czysto psychologicznego punktu widzenia (dlaczego to zrobił? co się z nim wtedy działo? o czym myślał?). Ja, poznając historię zabawowej Holly, od razu porównałam ją do bohaterki innej książki, którą miałam okazję przeczytać kilka lat wcześniej. Powracając pamięcią do historii Weroniki z „Weronika postanawia umrzeć” Paulo Coelho, doszukiwałam się podobieństw w ich motywach, prowadzących do samobójstwa. Z jednej strony jest kobieta, która przytłoczona problemami w swoim życiu wie, że nie potrafi już ich rozwiązać. Aby uwolnić się od konsekwencji własnych czynów, postanawia pożegnać się z tym światem. Z drugiej strony mamy Weronikę, zwykłą dziewczynę, która, znudzona życiem, w którym nic się nie dzieje, niemal przerażona żałosną rutyną własnej egzystencji, decyduje się na desperacki krok. Jeżeli ktoś czytał „Weronika postanawia umrzeć”, wie, jak historia głównej bohaterki się kończy. Historia, opisana przez Nicci French, jest o wiele bardziej zawiła, niż by się wydawało. Trzyma w napięciu do ostatniej strony. Szokuje, sprawia wyobraźni czytelnika wiele niespodzianek. Kiedy już myślisz, że stanie się tak, dzieje się zupełnie odwrotnie. Opowieść o prawdziwie realnych problemach, mrocznych zakamarkach ludzkiej duszy i o próbach powrotu do szczęścia, z pewnością wciągnęła i wciągnie jeszcze wielu czytelników na całym świecie. Ja, jako dumna posiadaczka egzemplarza kieszonkowego, śmiało polecam książkę wszystkim zainteresowanym tego typu historiami.

Ocena własna: 8/10

Wywiad z wampirem - film

Tytuł: Wywiad z wampirem
Reżyseria: Neil Jordan
Scenariusz: Anne Rice
Rok: 1994
Gatunek: dramat/horror
Produkcja: USA

Główna obsada:
Brad Pitt – Louis de Pointe du Lac
Tom Criuse – Lestat de Lioncourt
Antonio Banderas – Armand
Kirsten Dunst – Claudia

Opis: Przeszło dwieście lat temu Louis de Pointe du Lac był zwykłym człowiekiem, miał wspaniałą żonę i córkę. Pewnego dnia stracił je obie. Jego wewnętrzny ból był nie do zniesienia, a życie przestało mieć dla niego jakikolwiek sens. Wówczas odwiedził go Lestat, wampir. Przekonał go, że zna sposób, by raz na zawsze położyć kres jego bezgranicznemu cierpieniu i uczynił go wampirem. Jako dodatkowe wyróżnienie zapewnił mu nieśmiertelność. Od tamtego czasu, przez dwa stulecia, Louis był świadkiem niezliczonych ludzkich cierpień. Widział, jak za sprawą bezwzględnego Lestata przelewała się ludzka krew. Sam nigdy nie nauczył się zabijać. Wreszcie postanowił, że musi opowiedzieć komuś o sobie. Udziela więc wywiadu dziennikarzowi z San Francisco. Opowiada wstrząsającą historię o miłości, pragnieniu, o ekstazie i o tym wszystkim, co wiąże się z przywilejem bycia wampirem. Mówi dziennikarzowi również o tym, do czego pchnęła Lestata pycha i ślepa wiara w potęgę własnej mocy. O zagładzie, jaką Lestat ściągnął na siebie, powołując na świat dziecko-wampira, Claudię.

            Doskonale pamiętam burzę, jaką wywołał „Wywiad z wampirem” przy okazji wklejenia tutaj jego recenzji. Trzeba przyznać, że książki Anne Rice nie nadają się dla każdego czytelnika. Według mnie jest to książka trudna, nie zachwyci wszystkich, czasem wzbudzi nawet irytację. Dlatego wiele osób w ogóle jej nie czytało, sięgając jednak po filmową adaptację „Wywiadu z wampirem”. W tym miejscu, moim zdaniem, sprawa wygląda zupełnie inaczej.
            W rolach głównych widzimy ulubionych aktorów amerykańskich – Brada Pitta, Antonio Banderasa, Toma Cruise’a i, wówczas zaledwie dwunastoletnią, Kirsten Dunst. Ta ostatnia zachwyciła wszystkich rolą mocno stąpającej po ziemi Claudii, tajemniczej towarzyszki Louisa i Lestata w bestsellerowej powieści Anne Rice.
            Wiadomo, film zawsze wywołuje zupełnie inne doznania estetyczne niż książka. To, co wyobrażamy sobie podczas lektury, nijak odnosi się do tego, jak ową historię wyobraził sobie reżyser. Filmowe adaptacje często budzą kontrowersję, są krytykowane przez wiernych fanów powieści, jednak są takie, które przyjmowane są z wielkim entuzjazmem. Tak było i z „Wywiadem...”.
            Mogę jedynie pokrótce wypowiedzieć się na temat osobistych wrażeń po obejrzeniu filmu, ponieważ opisywanie wszystkich jego pozytywnych i negatywnych cech zajęłoby wieczność. Śmiało mogę jednak twierdzić, że ci, których powieść Anne Rice odrzuciła przy czytaniu, mają szansę na dobrą zabawę przy obejrzeniu filmu. Niezapomniane kreacje bohaterów, atmosfera stworzona przez Neila Jordana i ta niebanalna historia, którą pokochały miliony ludzi na całym świecie. Miłość, przyjaźń, przywiązanie, tajemnica i wreszcie wieczny żywot przeklętego...
            Reżyser znakomicie oddał mroczny klimat powieści i wszyscy ci, którzy przy czytaniu nie zauważyli w powieści elementów horroru, teraz z pewnością je odnajdą. W dodatku wątki w książce i te poruszone w filmie są w większości ze sobą zgodne. Wiele razy narzekałam na ekranizacje książek z uwagi na to, że reżyserzy pomijali wiele istotnych scen. Nie można powiedzieć tego w tym przypadku.
            Wrażenie robi doskonała gra aktorska, szczególnie rola Lestata w wykonaniu Toma Cruise’a. Stuart Townsend nie zdołał oddać w pełni charakteru tej postaci w drugiej ekranizacji „Kronik wampirów” – „Królowej Potępionych”.
            Pozostaje mi jedynie serdecznie zachęcić wszystkich tych, którzy czytając „Wywiad z wampirem” się zniechęcili, by zapoznali się z tym filmem. Z pewnością nie pożałujecie. Dobrze będą go wspominać również ci, których obrzydza współczesna komercja związana z tematyką wampirów w filmach. „Wywiad z wampirem” to kawał kina na dobrym poziomie, który zapadnie w pamięci na długo.

            Z niecierpliwością czekam na Wasze opinie na temat filmu, a tymczasem odsyłam do recenzji książki „Wywiad z wampirem”, w której znajdziecie również zwiastun filmu.


Materiały na temat filmu pochodzą ze strony www.filmweb.pl

Obserwatorzy